Opatowscy harcerze z Hufca ZHP zostali poproszeni o pomoc przez Regionalne Towarzystwo Kultury Polskiej w Borysławiu na Ukrainie. Dość szybko bus wypełniony darami dojechał do Borysławia. W drodze powrotnej przyjechali nim uchodźcy.
Wsparcie dla Borysławia
Inicjatorem i organizatorem wsparcia dla zaprzyjaźnionej organizacji był harcmistrz Dariusz Bińczak, wieloletni komendant opatowskiego hufca Związku Harcerstwa Polskiego, komendant kieleckiej chorągwi, samorządowiec, obecnie przedsiębiorca w branży turystycznej.
– Jako Hufiec ZHP już od wielu lat współpracujemy z Regionalnym Towarzystwem Kultury Polskiej Borysławia – mówi Dariusz Bińczak. – Współpraca w którą włączył się samorząd powiatowy zaczęła się od remontu polskiego cmentarza w miejscowości Majdan. To wówczas poznaliśmy się ludźmi z tej społecznej organizacji. Dzięki tym kontaktom w szkołach prowadzonych przez powiat opatowski uczy się młodzież z Ukrainy. Mamy tam swoich znajomych z którymi współpracowaliśmy i chcieliśmy dotrzeć do nich bezpośrednio aby przekazać im materialną pomoc.
Dary od mieszkańców powiatu opatowskiego
Do Borysławia trafiły artykuły zbierane praktycznie w całym powiecie opatowskim.
– Zawiozłem dary zebrane przez mieszkańców Opatowa i powiatu, między innymi przez Zespół Szkół nr 2 w Opatowie, Koło Gospodyń Wiejskich Brzezie, Zespół Szkół Publicznych w Baćkowicach, Starostwo Powiatowe w Opatowie oraz indywidualnych darczyńców –mówi Bińczak. – Były to: żywność długoterminowa, chemia, bielizna męska, leki. Te ostatnie trafiły natychmiast do miejscowego szpitala. Żywnością, chemią zostali obdarowani członkowie Towarzystwa, a reszta trafiła do ratusza, którego urzędnicy podzielą dary.
REKLAMA
Wjechali na Ukrainę
Samochód wiozący dary należał do floty pojazdów komendanta Bińczak, który wspólnie z Pawłem Jaroszewskim zasiadali na zmianę za jego sterami. Jako jedni z nielicznych wjechali na teren ogarniętej wojną Ukrainy.
– Nam było łatwiej, ponieważ miałem dokument potwierdzający transport z towarzystwa w Borysławiu i mój pojazd, z racji, że to bus, nie musiał stać w kolejce. Przyznam, że spotkałem się z dużą sympatią pracujących na granicy oraz policjantów – opowiada komendant Bińczak.
Na przejściu w Medyce doładowali busa pod sam sufit.
– Na granicy trafiliśmy na dwóch obywateli Szwajcarii. Panowie własnym samochodem z przyczepą przyjechali do Medyki z darami. Nie mogli wjechać na Ukrainę i częścią przywiezionych przez nich darów doładowaliśmy busa pod sam sufit –mówi komendant opatowskiego Hufca. -Po obu stronach granicy w pocie czoła pracują wolontariusze –dodał.
Liczne kontrole na drogach
– Wszystkie drogi są blokowane przepustami. Przy każdym stoją żołnierze i policjanci. Przed miasteczkami są szczegółowe kontrole, które ze względu na kontrabandę nie omijają także mieszkańców. Z tego co mówili ukraińscy mundurowi jest bardzo dużo spekulantów zajmujących się kontrabandą. Tym procederem zajmują się także osoby działające na rzecz najeźdźcy, których zadaniem jest wywołanie niepokoju i zamieszania -wspomina Bińczak.
Pozorny spokój
W okolicy Borysławia działań militarnych jeszcze nie ma. Społeczność lokalną zaniepokoiły dotychczas chyba dwa alarmy przeciwlotnicze.
– W tej części Ukrainy życie toczy się na pierwszy rzut oka w miarę normalnie, jeśli można użyć tego słowa w kontekście państwa, które jest w stanie wojny z najeźdźcą – zastanawia się Bińczak. – Przejeżdżaliśmy akurat w Dzień Kobiet. Na ulicach były ustawione stragany z kwiatami, może te kwiaty były dla nas elementem normalności. W samym Borysławiu w sklepach półki nie są puste. Za to chleb jest reglamentowany. Jednorazowo można kupić 2 bochenki. W zachodniej części Ukrainy jest duża liczba uchodźców z ziem objętych działaniami zbrojnymi. Są oni przyjmowani pod dach przez osoby prywatne.
Zabrali 16 uchodźców
Krótki odpoczynek, posiłek i powrót do Polski .Tym razem na pokładzie samochodu uchodźcy uciekający przed okropnościami wojny.
– Osoby które zabraliśmy mieliśmy umówione osoby przez Towarzystwo. W sumie było to 16 uchodźców. Wśród nich była 10 -osobowa rodzina z Użgorodu, którą zabrałem z dworca w Samborze. Przez granicę przejechała z nami 13 –latka. Zabraliśmy zmarzniętą nastolatkę, mającą przy sobie tylko kartkę z numerem telefonu do mamy, która był już po naszej stronie granicy. Na szczęście pomogli celnicy i zagubione wpadły sobie w ramiona.
Z Truskawca zabraliśmy młodą dziewczynę, uciekinierkę z Charkowa. Kobieta była w szoku, głównie psychicznym po bombardowaniach i 40 godzinnej podróży. Dopiero jak przespała noc w moim domu można było z nią porozmawiać. Jako jedna z nielicznych moich pasażerów nie chce zostać w Polsce ani na razie wracać na Ukrainę. Chce dostać się do Stanów Zjednoczonych, gdzie studiowała. Pozostali chcą zamieszkać w Polsce do czasu zakończenia wojny a potem wrócić do swoje ojczyzny.
Znaleźli dach nad głową u komendanta Bińczaka
Komendant opatowskiego Hufca daje schronienie w swoim domu prywatnym jak i hotelach, i pensjonacie.
– Na razie mam uchodźców. Jak długo nie wiem. Wszystko wiąże się z kosztami. W Niedzicy w ośrodku przebywa obecnie 20 osób. W Kielcach w małym hotelu 8. Podobnie jest w Zakopanem. To są hotele i muszą się utrzymać. Pandemia i obecny szalony wzrost cen nie pozwoli mi na dokładanie do interesu. Niezbędne są inne rozwiązania aby wesprzeć uchodźców.
Jak będzie trzeba, to pojedzie jeszcze raz
– Na pewno pojadę, jeśli będę potrzebny, ale mam nadzieję, że już nie będę musiał i ten koszmar szybko się skończy – mówi D. Bińczak. – Obawiam się, że ten powszechny zapał Polaków by pomagać uchodźcom niedługo się skończy.
Fot. Dariusz Bińczak
REKLAMA