Skazywany na porażkę OKS zremisował bezbramkowo z Orlętami Kielce. Co więcej mógł to spotkanie nawet wygrać. Jednak remis nie powinien krzywdzić żadnej z drużyn.
OKS Opatów – Orlęta Kielce 0:0
OKS: Partyka, Cebula, Kadela (90+2 Żyłowicz), Grzyb (85 Pacholczak), Orłowski, Dryka, Wodnicki, Ożdżyński, Jasiński, Żelaszczyk, Łukawski
Opatów przystąpił do tego meczu poważnie osłabiony. Nie mogli z różnych przyczyn zagrać Dziewięcki, Łata, Szymański. Wiadomo, że ostatni z nich wyjechał za granicę i prawdopodobnie do końca sezonu nie zagra w zespole z Opatowa. Trener Klepacz musiał eksperymentować i zrobił to skutecznie. Na niewiele pozwolili rywalom defensorzy gospodarzy. Jeśli już piłkarze Orląt mieli sytuacje bramkowe to na posterunku był Partyka.
W pierwszej połowie minimalnie lepsi byli goście. W drugiej role się odwróciły i zawodnicy gospodarzy częściej niepokoili golkipera Orląt.
Oba zespoły chciały to spotkanie rozstrzygnąć na swoją korzyść. Obserwując końcówkę drugie połowy to Orlęta bardziej chciały trafić do siatki rywala. Opatów grał bardzo uważnie z tylu i bardziej nie chciał stracić bramki niż ją zdobyć.
Gospodarze niesieni gorącym dopingiem zostawili na murawie kawał serducha, co było widać po ostatnim gwizdku arbitra, gdzie kilku piłkarzy Opatowa padło na murawę i długo dochodziło do siebie. Taki OKS chcieliby oglądać zawsze kibice.
Za tydzień OKS zagra na wyjeździe z Unią Sędziszów